Słodka Blondyneczka wśród "dzikich plemion"
sobota, 12 października 2013
Wydoić jaka czyli jak znalazłam się w Mongolii.....
Kilka lat temu trafiłam na wykład w krakowskim Centrum Manggha, poświecony Mongolii. Wtedy ten kraj wydał mi się odległy i egzotyczny, kto by przypuszczał, że kiedyś się tu znajdę...
Z biegiem czasu, w moim umyśle zaczęły kształtować się ponętne wizje. A to picie kumysu (tutejszy alkohol, będący, w dużym uproszczeniu sfermentowanym końskim mlekiem) w jurcie tradycyjnej, mongolskiej rodziny, a to szaszłyki ze świerzego, końskiego mięsa, tudzież dojenie jaka w stepie ;)
Chcąc wcielić te pomysły w życie, wyruszyłam na podbój kraju Czyngis- chana
Okazało się, że od strony technicznej dotarcie do Mongolii jest bardzo proste.
Na początku trzeba wykorzystać strapionych rodziców, którzy dowiozą Cię do granicy Polsko-Ukraińskiej. Następnie wsiąść w marszrutkę do Lwowa (jedyne 23 hrywny, czyli 8,70 zł), następnie wywalczyć w kasie (dosłownie !) miejsce w pociągu jadącym do Moskwy. I tak po 25 godzinach lądujesz na dworcu kolejowym w rosyjskiej stolicy. Tam pozostajesz przez kolejne dwa dni, ażeby psychicznie przygotować się na prawie 5 dni w kolei transsyberyjskiej. Wagony są bardzo komfortowe, miejsca jest dużo, dosyć czysto. Dowolne ilości darmowego wrzątku, pościel za która trzeba dodatkowo dopłacic (111 rubli,czyli ok.11 zl). Bilet z Moskwy do Ułan Ude to wydatek rzędu 500 zł (najniższa klasa- plackarta). W kolei jest bezpiecznie.
Poza wielką głową Lenina na rynku miasta, stolica Buriacji nie ma wiele do zaoferowania. Dla zainteresowanych, atrakcją mogą być Buriaci i ich buddyjskie klasztory Rinpocze Bagsha Datsan i Ivolginsky Datsan.
Po trzydniowym odpoczynku można ruszać dalej.
Z Ułan Ude jest wiele sposobów na dotarcie do Ułan Bator. Można kombinować z koleją i autobusami (opcja najtańsza), można wybrać bezpośrednie połączenie kolejowe (magistrala Trans-Mongolska, opcja najdroższa) lub zastosować opcję pośrednią (ktòrą ze względòw zdrowotnych wybrałam ja) - bezpośredni autobus. Bilet kosztuje pomiędzy 1200 a 1600 rubli (120-160 zł, w zależności od pośrednika).
I tak oto po 12 godzinach jazdy docieramy do celu naszej podróży UŁAN BATOR! Proste, prawda?
Jeśli chcecie wiedzieć czy dane mi było wydoić jaka , śledźcie następne odcinki...;P
środa, 23 stycznia 2013
Reaktywacja!
Niebawem Słodka Blondyneczka- Reaktywacja! Tym razem-Wśród- Nie- Aż- Tak- Bardzo- Dzikich-Plemion...Szczegóły- wkrótce! :)
poniedziałek, 23 kwietnia 2012
Bule i inne przypadłości...
Biały człowiek w Indonezji jest traktowany jak celebryta...Bez względu na to czy ma zeza lub garba, biały kolor skóry predestynuje do bycia gwiazdą...Już na lotnisku w Amsterdamie zauważyłam, że coś jest nie tak, kiedy to przespacerowałam się po hali odlotów pełnej Malezyjczyków i Indonezyjczyków. Wszystkie azjatyckie oczy były skierowane w moją stronę...
Po dwóch tygodniach przywykłam do faktu, że gdziekolwiek się nie pojawię wzbudzam sensację, przez sam fakt istnienia...Idąc ulicą słyszę za plecami bule, bule -oznacza to mniej więcej: biały, obcokrajowiec. Obcy ludzie zaczepiają i robią sobie ze mną zdjęcia, bez względu czy przebywam akurat w basenie czy zwiedzam.
{Wiele razy usłyszałam też, że jestem piękna i MIŁA! haha;P}
Bycie białym w Indonezji ma jeszcze jedną konsekwencję- wiąże się z dwu a nawet trzykrotnie wyższymi cenami, na przykład za "transport publiczny" czy jedzenie (kwestia "transportu publicznego" zasługuje na oddzielnego posta, który ukażę się wkrótce). Nauczyłam się jeść w miejscach, które w menu mają podaną cenę i lekceważyć krzyki kierowców, kiedy wręczam im ściśle wyliczoną kwotę i odchodzę, zamiast czekać aż zrobią mnie w balona, podając kosmiczną cenę do zapłaty...
Ludzie dzielą się tu na gotowych do bezinteresownej, entuzjastycznej pomocy, oraz tych, którzy chcą Cię oskubać. Na szczęście dla mnie- tych pierwszych jest więcej :)
No właśnie- LUDZIE...
Indonezyjczycy są narodem bardzo wyluzowanym ;) nigdzie i nigdy się nie śpieszą. Europejskie postrzeganie czasu i punktualności trzeba zostawić w domu. Jeśli umawiasz się na godzinę 20, wiedz, że spotkanie tak naprawdę rozpocznie się ok.21.30
O dziwo, przestawienie się na "czas indonezyjski" przyszło mi bez trudu...tak więc- MANIANA! :)
Tubylcy są narodem bardzo otwartym, jeśli tylko potrafią sklecić kilka słów po angielsku, zagadują, pomagają, radzą na co/kogo uważać. O dziwo, przeważnie wiedzą coś o Polsce :)
Poniżej kilka fotek z wycieczki do Yogjakarty ♥
Po dwóch tygodniach przywykłam do faktu, że gdziekolwiek się nie pojawię wzbudzam sensację, przez sam fakt istnienia...Idąc ulicą słyszę za plecami bule, bule -oznacza to mniej więcej: biały, obcokrajowiec. Obcy ludzie zaczepiają i robią sobie ze mną zdjęcia, bez względu czy przebywam akurat w basenie czy zwiedzam.
{Wiele razy usłyszałam też, że jestem piękna i MIŁA! haha;P}
Bycie białym w Indonezji ma jeszcze jedną konsekwencję- wiąże się z dwu a nawet trzykrotnie wyższymi cenami, na przykład za "transport publiczny" czy jedzenie (kwestia "transportu publicznego" zasługuje na oddzielnego posta, który ukażę się wkrótce). Nauczyłam się jeść w miejscach, które w menu mają podaną cenę i lekceważyć krzyki kierowców, kiedy wręczam im ściśle wyliczoną kwotę i odchodzę, zamiast czekać aż zrobią mnie w balona, podając kosmiczną cenę do zapłaty...
Ludzie dzielą się tu na gotowych do bezinteresownej, entuzjastycznej pomocy, oraz tych, którzy chcą Cię oskubać. Na szczęście dla mnie- tych pierwszych jest więcej :)
No właśnie- LUDZIE...
Indonezyjczycy są narodem bardzo wyluzowanym ;) nigdzie i nigdy się nie śpieszą. Europejskie postrzeganie czasu i punktualności trzeba zostawić w domu. Jeśli umawiasz się na godzinę 20, wiedz, że spotkanie tak naprawdę rozpocznie się ok.21.30
O dziwo, przestawienie się na "czas indonezyjski" przyszło mi bez trudu...tak więc- MANIANA! :)
Tubylcy są narodem bardzo otwartym, jeśli tylko potrafią sklecić kilka słów po angielsku, zagadują, pomagają, radzą na co/kogo uważać. O dziwo, przeważnie wiedzą coś o Polsce :)
Mam z nimi tylko jeden problem...Cierpią na kompleks białego człowieka, w bardzo zaawansowanym stadium...Dyskredytują to co Indonezyjskie, począwszy od kultury, na wyglądzie kończąc...
Indonezja przez blisko 350 lat była holenderską kolonią. Niepodległość kraju uznano w 1949 roku.
Znajomy autochton, zapytany o stosunek do holenderskiego okupanta, stwierdził, że o nienawiści nie może być mowy. Holendrów się tutaj podziwia i stawia za wzór...
CIEKAWOSTKI:
- Paradoksem jest fakt, że takie sieciówki jak np Zara, produkujące część kolekcji w Indonezji, na tenże rynek sprowadzają produkty z fabryk chińskich(!), ponieważ gawiedź nie chce kupować rzeczy stworzonych w ich kraju, nawet jeśli są tańsze...
- Paliwo jest tu śmiesznie tanie. Indonezja jest posiadaczem złóż ropy naftowej. Surowiec, w formie nie przetworzonej jest sprzedawany za granicę i importowany z powrotem, w postaci paliwa. Dzieje się tak, ponieważ Indonezyjczycy, jak mi wytłumaczono"nie potrafią sami przetwarzać surowca"....
- Nawet rodziny o bardzo wysokim statusie społecznym nie posiadają w łazienkach ciepłej wody, za to każdy z domowników używa najnowszej wersji BlacBerry ;)
- Tu nie ma chodników...Indonezyjczycy nie wyobrażają sobie jak można iść gdzieś na piechotę, nawet jeśli to blisko...Moja rodzinka ma 3 auta...
- W indonezyjskich toaletach nie uświadczysz papieru toaletowego....
Poniżej kilka fotek z wycieczki do Yogjakarty ♥
Borobudur |
Borobudur |
Borobudur |
Borobudur |
Borobudur |
Mendut Temple |
Prambanan |
Prambanan |
Prambanan |
Prambanan |
Prambanan |
Prambanan |
czwartek, 12 kwietnia 2012
La Famiglia
Moja host familia jest bardzo ciekawym tworem...Ojciec rodziny przybywa do Bandung tylko w weekendy. Pracuje w Dżakarcie jako wykładowca uniwersytecki, równocześnie jest ministerialnym urzędasem...Jest bardzo miły, porozumiewam się z nim po japońsku, ponieważ jak przystało na szanującego się urzędnika państwowego- nie zna po angielsku ani słowa...Ibu Kanti- moja host-mama naucza angielskiego..w dalszym ciągu nie mogę wyjść z podziwu jak ona to robi, ledwo znając ten język...jedno jest pewne- po wizycie w jej klasie muszę stwierdzić że paradoksalnie ma świetne wyniki...
Jest jeszcze trójka dzieci...
Najmłodszy- Sundy- 16 lat, uczeń liceum, nastoletni fan k-popu
Sally- 23 lata, wzorowa studentka, obecnie 3 tygodnie na wymianie, w Europie
Ferry- 25-letni leser, z zamiłowania- aktor, zakochany w japońskiej kulturze...
Wszyscy są nosicielami aparatów korekcyjnych na zęby....To chyba taka moda...
Jedno muszę przyznać, jazda w samochodzie pełnym Indonezyjczyków i śpiewanie jednego z przebojów mojego ulubionego, koreańskiego boysbandu jest bezcennym doświadczeniem...
Jest jeszcze trójka dzieci...
Najmłodszy- Sundy- 16 lat, uczeń liceum, nastoletni fan k-popu
Sally- 23 lata, wzorowa studentka, obecnie 3 tygodnie na wymianie, w Europie
Ferry- 25-letni leser, z zamiłowania- aktor, zakochany w japońskiej kulturze...
Wszyscy są nosicielami aparatów korekcyjnych na zęby....To chyba taka moda...
Jedno muszę przyznać, jazda w samochodzie pełnym Indonezyjczyków i śpiewanie jednego z przebojów mojego ulubionego, koreańskiego boysbandu jest bezcennym doświadczeniem...
piątek, 6 kwietnia 2012
"Żyjemy - dobra nasza, co z życia chcesz, za życia bierz..."
... czyli dotarłam do Indonezji...
Już na lotnisku w Dżakarcie okazało się, że "wewnętrzny przymus planowania", odziedziczony po niemieckim przodku, powinnam zostawić w Polsce.
Bus do Bandung, na który miałam zrobioną rezerwację odwołano, a z 'chłopcem' obsługującym klientów nie dało się dogadać w żadnym ludzkim języku- czytaj: po angielsku...Po drobnych problemach technicznych,z dwu godzinnym poślizgiem w czasie, udało mi się złapać środek transportu do B., który przez następne 2 miesiące będzie moim azjatyckim axis mundi...
Jeszcze na lotnisku spotkałam dwójkę uroczych ludzi.
Ujmującą Indonezyjkę studiującą w Berlinie oraz Dudiego...
Dudi to lekko łysiejący trzydziesto-paro latek, niższy ode mnie o głowę, ale za to szerszy o kilka dobrych centymetrów...Pochodzi z Bandung, pracuje i mieszka na Sumatrze. Pomógł mi na lotnisku, po czym okazało się, że jedziemy w to samo miejsce, tym samym busem.
Indonezyjczyk okazał się światłym, oczytanym, z lekka cynicznym podróżnikiem, zamkniętym w ciele pracownika korporacji. Rozmowa z nim przywróciła mi wiarę w DOBRYCH ludzi, którzy w moim świecie już dawno wyginęli...
Podróż z Dżakarty do Bandung trwa zwykle ok.3 godzin, moja trwała 'zaledwie' 6...
Zakończyła się o 3w nocy, w dziwnym mieszkaniu jeszcze dziwniejszej Indonezyjki z AIESECu...
Rano dostarczono mnie- niczym zagubioną paczkę, z egzotycznego kraju- do mojej indonezyjskiej rodzinki...
Ale to już inna historia...
Już na lotnisku w Dżakarcie okazało się, że "wewnętrzny przymus planowania", odziedziczony po niemieckim przodku, powinnam zostawić w Polsce.
Bus do Bandung, na który miałam zrobioną rezerwację odwołano, a z 'chłopcem' obsługującym klientów nie dało się dogadać w żadnym ludzkim języku- czytaj: po angielsku...Po drobnych problemach technicznych,z dwu godzinnym poślizgiem w czasie, udało mi się złapać środek transportu do B., który przez następne 2 miesiące będzie moim azjatyckim axis mundi...
Jeszcze na lotnisku spotkałam dwójkę uroczych ludzi.
Ujmującą Indonezyjkę studiującą w Berlinie oraz Dudiego...
Dudi to lekko łysiejący trzydziesto-paro latek, niższy ode mnie o głowę, ale za to szerszy o kilka dobrych centymetrów...Pochodzi z Bandung, pracuje i mieszka na Sumatrze. Pomógł mi na lotnisku, po czym okazało się, że jedziemy w to samo miejsce, tym samym busem.
Indonezyjczyk okazał się światłym, oczytanym, z lekka cynicznym podróżnikiem, zamkniętym w ciele pracownika korporacji. Rozmowa z nim przywróciła mi wiarę w DOBRYCH ludzi, którzy w moim świecie już dawno wyginęli...
Podróż z Dżakarty do Bandung trwa zwykle ok.3 godzin, moja trwała 'zaledwie' 6...
Zakończyła się o 3w nocy, w dziwnym mieszkaniu jeszcze dziwniejszej Indonezyjki z AIESECu...
Rano dostarczono mnie- niczym zagubioną paczkę, z egzotycznego kraju- do mojej indonezyjskiej rodzinki...
Ale to już inna historia...
Subskrybuj:
Posty (Atom)